Wróciłam dziś do Krk, niby jest ok, ale w środku się wszystko kotluje.
Byłam dziś jak codziennie u babci w mieszkaniu - otworzyć okna, zrobić kolejne pranie. Jak do tej pory czułam zapach starości i sudokremu, co mnie niemiłosiernie wkurzało, drażniło, tak od wczoraj ten zapach jest mniej wyczuwalny, a na maszynie zobaczyłam leżący kalendarz (taki starodawny z kartkami do wyrywania), który zatrzymał się na piątku, 30 marca... taki widok wywołuje mieszankę uczuć od sentymentu, po strach i smutek. Jak to zobaczyłam stwierdziłam,że muszę zrobić zdjęcie, w końcu w tym biegu (bo trzeba iść po kosmetyki, po obiad i zdążyć na autobus) zapomniałam...
A babcia, babcia dalej w szpitalu to już 13 dni, cały czas na oddziale neurologii pododdział udarowy sala intensywnego nadzoru... w gardle ma rurkę tracheostomijną, ale nie jest już podłączona do respiratora, a tylko tlen ma tłoczony bezpośrednio do płuc, druga rurka w nosie - sonda do karmienia, od kiedy ją zaintubowali jest utrzymywana w lekkiej śpiączce farmakologicznej, ma prażone struny głosowe i wszystkie 4 kończyny... nie reaguje na dotyk, ból, przynajmniej na kończynach, a serducho jak na ilość schorzeń jakie ma w sobie trzyma się mocno... nie wiadomo ile to jeszcze potrwa...
Komentarze
Prześlij komentarz