Tego posta zaczęłam pisać 2 tygodnie temu, za ten czas wiele się zmieniło... Dziadek odszedł, pożegnaliśmy go, babcia wydawało się, że jest lepsza, ale trwało to tylko dwa dni. Teraz znowu jest płacząco - jęcząca, coraz marniej chodząca.
Ale od początku:
Po 5 latach spokoju (kiedyś zebrałam te wydarzenia w jedną całość), nadszedł znów ciężki czas...
Ale od początku:
Po 5 latach spokoju (kiedyś zebrałam te wydarzenia w jedną całość), nadszedł znów ciężki czas...
Tym razem sprawa dotyczy dziadków...
od roku prawie babcia jest osobą w pełni wymagającą opieki, ubzdurała sobie, że nie stanie na nogi... w lipcu był udar, teraz pojawiają się urojenia, zmyślanie rzeczy które nie mialy miejsca. To jeszcze jakoś się ogarnie.
Jednak sytuacja bycia szyja odnosi sie do dziadka... W listopadzie zdiagnozowalu u niego nowotwór pracią, wg klasyfikacji ICD ma on kod D.40.7 nowotwor innych meskich narzadow płciowych. Do 8.02 było nieźle. Rana po amputacji pracia zagoila sie, choroba nie dawala o sobie znać. Tego dnia w lutym dziadek miał częstoskurcz komorowy i drugi w swoim życiu zawał... Szpital, koronorografia i zaczął się bal... po udrożnieniu i zalożeniu stentów przyplątało się zapalenie płuc, 3 tyg w szpitalu - dziadek przestał chodzić, ale jeszcze był w niezłej formie, jak się go posadziło podplecy dając koc,a z boku poduszkę to siedział i sam jadł; mięśnie zwieraczy przestały pełnić swoją funkcję, więc pozostawał już tylko pampers... Na koniec lutego wypuscili go ze szpitala, w którys pt, w pon wieczorem w domu był lekarz - zapalenie pluc przeniosło się na drugie płuco... w tygodniu znowu lekarz w domu, na kontrole - płuca ładnie się leczą, że po wyleczeniu ich bd można próbować delikatnej rehabilitacji. Sielanka nie trwala długo... niedziela 06.03 znowu szpital... i znowu ja dowiaduję się o tym okrężną drogą, przez tatę, bo mama jak z nią rozmawiałamnic mi nie powiedziała... Tym razem był potworny ból w klatce, kolejne 3 tyg na kardiologii, stare odleżyny szaleją w najlepsze, zapalenie płuc leczy się ładnie, dziadek zaczyna chudnąć, odmawaia jedzenia i picia..
W Wielki Piatek oddali nam go do domu... stan ciężki w miarę stabilny...
Wielka Sobota wieczór, dziadek znowu skarży się na ból. Karetka w domu, o dziwo jakiś mądry doktorek przyjechał, że to nie kardiologiczne kwestie, a urologiczne, obserwować ile moczu w pampersie jest. Dał leki.
Niedziela Wielkanocna, po życzeniach w czasie których mamuśka się rozkleiła, ja starałam się trzymać choć łatwe to nie było, znowu pogotowie w domu, szpital. Tym razem urologia, zatrzymanie moczu, zacewnikowali go i do domu.
Teraz tak żyjemy, od posiłku do posiłku, od zmiany pampersa do zmiany pampersa. Dziadek jest już na ostatniej prostej swojego życia. Bóle nowotworwe sie nasilają, nerki siadają. Dziś rano po raz pierwszy pojawila sie sytuacja, że dziadka ciężko było dobudzić... Niestety choroba postępuje, usunięty guz odrasta, a polska slużba zdrowia ma niewiele do zaoferowania w tej kwestii. Kwestii opieki nad osobą z chorobą nowotworową w stadium terminalnym...
A babcia? Babcia również daje w dupę, wydzwania interkomem do nas, z pytaniami gdzie mama, albo że dziadek sie awanturuje bo coś mu nie pasuje... Wczoraj jak był obiad karmiłam babcię zupą, w między czasie dziadek się awanturował, babcia z przerazeniem w oczach "zostaw mi tą zupę idź zobacz co dziadek chce" dodam tylko że babcia nie jest w stanie sama jeść nic płynnego, tak sie jej ręce trzesą... a nauczyła dziadka że jest na każde jego zawołanie...
A jak wygląda dzienń u nas w domu przy dziadkach,
6 lub nawet wczesniej (w zaleznosci na która mama ma do pracy) mama wstaje, idzie do dziadków, budzi ich i zaczyna robić przy dziadku, w między czasie tato wstaje, pomaga jej. W tym samym czasie przychodzi pielęgniarka z opieki długoterminowej do babci, myje ją, zakłada świeżego pampersa.
O 7.30 (pon i wt) przychodzi pani Ula (opiekunka płacona prywatnie, bo z państwa nic się nie wyciągnie) ubiera babcię, karmi obydwoje (rodzice idą do pracy, mnie częściej nie ma niż jestem w domu)
Kolo 10-10.30 opiekunka wychodzi
Kolo 11.30 drugie śniadanie, babcia, która po porannych lekach śpi budzi się i je drugie śniadanie - herbata i jakieś ciastko, w dziadka wmusza się picie (szklankę wody lub herbaty)
12 (jak jestem to idę na stolowke po obiad, a jak mama ma na 2ga zmianę i mnie nie ma to ona)
13 mama lub ja przynosimy obiad, w między czasie przychodzi opiekunka (gdy mama ma na 2ga zmiane), przebiera babci pampersa, pomaga mamie przebrać dziadka
13.30 rozpoczyna sie obiad jak mnie nie ma i mamy to opiekunka najpierw karmi dziadka, potem babcie. A jak jest mama to ona to robi.
15 koniec obadu, dziadki leżakuja do kolacji
16.30 kolacja, nigdy nie wiedzą co bd jeść, babcia zazwyczaj zawsze to samo, a dziadek nie chce wogóle jeść...
18 koniec kolacji
19 mama idzie robić toalete wieczorną przy dziadkach
21 mama wraca od dziadków, ma wreszcie czas dla siebie
23 mama idzie na wieczorny obchód do dziadków
1 mama idzie na drugi nocny obchod
1.30 mama kładzie się spać
Jednak sytuacja bycia szyja odnosi sie do dziadka... W listopadzie zdiagnozowalu u niego nowotwór pracią, wg klasyfikacji ICD ma on kod D.40.7 nowotwor innych meskich narzadow płciowych. Do 8.02 było nieźle. Rana po amputacji pracia zagoila sie, choroba nie dawala o sobie znać. Tego dnia w lutym dziadek miał częstoskurcz komorowy i drugi w swoim życiu zawał... Szpital, koronorografia i zaczął się bal... po udrożnieniu i zalożeniu stentów przyplątało się zapalenie płuc, 3 tyg w szpitalu - dziadek przestał chodzić, ale jeszcze był w niezłej formie, jak się go posadziło podplecy dając koc,a z boku poduszkę to siedział i sam jadł; mięśnie zwieraczy przestały pełnić swoją funkcję, więc pozostawał już tylko pampers... Na koniec lutego wypuscili go ze szpitala, w którys pt, w pon wieczorem w domu był lekarz - zapalenie pluc przeniosło się na drugie płuco... w tygodniu znowu lekarz w domu, na kontrole - płuca ładnie się leczą, że po wyleczeniu ich bd można próbować delikatnej rehabilitacji. Sielanka nie trwala długo... niedziela 06.03 znowu szpital... i znowu ja dowiaduję się o tym okrężną drogą, przez tatę, bo mama jak z nią rozmawiałamnic mi nie powiedziała... Tym razem był potworny ból w klatce, kolejne 3 tyg na kardiologii, stare odleżyny szaleją w najlepsze, zapalenie płuc leczy się ładnie, dziadek zaczyna chudnąć, odmawaia jedzenia i picia..
W Wielki Piatek oddali nam go do domu... stan ciężki w miarę stabilny...
Wielka Sobota wieczór, dziadek znowu skarży się na ból. Karetka w domu, o dziwo jakiś mądry doktorek przyjechał, że to nie kardiologiczne kwestie, a urologiczne, obserwować ile moczu w pampersie jest. Dał leki.
Niedziela Wielkanocna, po życzeniach w czasie których mamuśka się rozkleiła, ja starałam się trzymać choć łatwe to nie było, znowu pogotowie w domu, szpital. Tym razem urologia, zatrzymanie moczu, zacewnikowali go i do domu.
Teraz tak żyjemy, od posiłku do posiłku, od zmiany pampersa do zmiany pampersa. Dziadek jest już na ostatniej prostej swojego życia. Bóle nowotworwe sie nasilają, nerki siadają. Dziś rano po raz pierwszy pojawila sie sytuacja, że dziadka ciężko było dobudzić... Niestety choroba postępuje, usunięty guz odrasta, a polska slużba zdrowia ma niewiele do zaoferowania w tej kwestii. Kwestii opieki nad osobą z chorobą nowotworową w stadium terminalnym...
A babcia? Babcia również daje w dupę, wydzwania interkomem do nas, z pytaniami gdzie mama, albo że dziadek sie awanturuje bo coś mu nie pasuje... Wczoraj jak był obiad karmiłam babcię zupą, w między czasie dziadek się awanturował, babcia z przerazeniem w oczach "zostaw mi tą zupę idź zobacz co dziadek chce" dodam tylko że babcia nie jest w stanie sama jeść nic płynnego, tak sie jej ręce trzesą... a nauczyła dziadka że jest na każde jego zawołanie...
A jak wygląda dzienń u nas w domu przy dziadkach,
6 lub nawet wczesniej (w zaleznosci na która mama ma do pracy) mama wstaje, idzie do dziadków, budzi ich i zaczyna robić przy dziadku, w między czasie tato wstaje, pomaga jej. W tym samym czasie przychodzi pielęgniarka z opieki długoterminowej do babci, myje ją, zakłada świeżego pampersa.
O 7.30 (pon i wt) przychodzi pani Ula (opiekunka płacona prywatnie, bo z państwa nic się nie wyciągnie) ubiera babcię, karmi obydwoje (rodzice idą do pracy, mnie częściej nie ma niż jestem w domu)
Kolo 10-10.30 opiekunka wychodzi
Kolo 11.30 drugie śniadanie, babcia, która po porannych lekach śpi budzi się i je drugie śniadanie - herbata i jakieś ciastko, w dziadka wmusza się picie (szklankę wody lub herbaty)
12 (jak jestem to idę na stolowke po obiad, a jak mama ma na 2ga zmianę i mnie nie ma to ona)
13 mama lub ja przynosimy obiad, w między czasie przychodzi opiekunka (gdy mama ma na 2ga zmiane), przebiera babci pampersa, pomaga mamie przebrać dziadka
13.30 rozpoczyna sie obiad jak mnie nie ma i mamy to opiekunka najpierw karmi dziadka, potem babcie. A jak jest mama to ona to robi.
15 koniec obadu, dziadki leżakuja do kolacji
16.30 kolacja, nigdy nie wiedzą co bd jeść, babcia zazwyczaj zawsze to samo, a dziadek nie chce wogóle jeść...
18 koniec kolacji
19 mama idzie robić toalete wieczorną przy dziadkach
21 mama wraca od dziadków, ma wreszcie czas dla siebie
23 mama idzie na wieczorny obchód do dziadków
1 mama idzie na drugi nocny obchod
1.30 mama kładzie się spać
Córka i ojciec, ciotka i dziadek - Boże Narodzenie 2007 |
Komentarze
Prześlij komentarz