Medium?

Ostatnio dużo się dzieje w moim życiu, zakończenie stażu, przygotowania do kiermaszu i sam kiermasz, Wigilia KDM i same święta w domu a na sam koniec wyjazd do Bazylei. Wydawało mi się, że jest wszystko ok, że po ostatnim nerwowym czwartku wszystko się ułożyło, po spowiedzi. Jednak nadal w sobie czułam jakiś niepokój... Stało się dziś ścięłam się z ojcem, bo człowiek nie może sobie nawet zażartować z tego, że jest na urlopie, bo od razu jest wszystko brane na serio... Dzwonił do mnie, pierwsze pytanie czemu się nie odzywam od dwóch dni <wczoraj gadaliśmy> jak mu powiedziałam, w żartach że jestem na urlopie, to od razu fuknął, że mam też urlop od odzywania się do starych... I znowu jak bumerang wraca sprawa Karmelickiej i Wigilii tam... Nie dość, że przez weekend jest kiermasz, a w nd nie zostaję do końca (chyba) bo jaśnie państwo muszą mnie widzieć w nd wieczorem w domu (choć mam ortopedę, ale we wtorek rano), to najlepiej, żebym już się z tego domu nie ruszała, bo przecież trzeba pomóc. A jakbym nie miała urlopu, tak jak 2 lata temu? To co, to by nie było marudzenia, że najlepiej, to żebym przyjechała w Wigilię w południe?! Zapowiada się ciekawie, a do kompletu babcia znowu ma zapalenie dróg moczowych, nie chodzi już praktycznie nic, a nic... Znowu wszyscy jesteśmy napięci i spięci, ja już miewam dziwne myśli, chcę aby to się wszystko jak najszybciej skończyło... Może i wyrażam tym chęć rychłej śmierci babci, i zdaję sobie sprawę, że bym  to odchorowała, że to nie ludzkie, niezgodne z wartościami jakie są dla mnie ważne, ale naprawdę to wszystko już za długo trwa... Wszyscy jesteśmy tym zmęczeni... Im szybciej to się skończy tym szybciej będzie na nowo tak jak dawniej, że będziemy mieli czas dla siebie, może skończą się jazdy i niedomówienia...

Komentarze