Dziś mija miesiąc...Niestety babcia nie wyszła z tego udaru obronną ręką jak za poprzednimi dwoma razami... Zmarła 27.04.2018, około 7:30... W ZOL-u w Brzesku zdążyła być 3 dni, było ciut lepiej, paraliże ustąpiły, miała ćwiczone ręce i nogi, tylko był problem z oddychaniem i żywieniem. Miała tarcheostoię i PEG zrobione. Ostatni raz się z nią widziałam 17 kwietnia jak była jeszcze w szpitalu w Tarnowie. Wychodząc od niej na odchodne zrobiłam jej papa, a ona podniosła trochę rękę, nie chciałam się tym dzielić z mamą, ale cieszyłam się, liczyłam, ze jednak coś z tego będzie...
A teraz miesiąc po nadal jest dziwnie, płaczliwie, emocje i myśli nadal kotłują się w głowie... Poprzedni tydzień był bardzo ciężki - na majówkach się rozklejałam, a w piątek wieczorem już zupełnie popłynęłam...
Odrobina rzeczy jest sprzątnięta - szafka w kuchni, garnki wzięte do Krakowa, pościel wyprana, ale pozostałe rzeczy nadal leżą i czekają... Nie mamy siły aby to sprzątnąć... Zrobiłam sobie zdjęcia jej pokoju, aby go zapamiętać tak jak było gdy jeszcze żyła...
Odrobina rzeczy jest sprzątnięta - szafka w kuchni, garnki wzięte do Krakowa, pościel wyprana, ale pozostałe rzeczy nadal leżą i czekają... Nie mamy siły aby to sprzątnąć... Zrobiłam sobie zdjęcia jej pokoju, aby go zapamiętać tak jak było gdy jeszcze żyła...
Ta data wywołuje dalej emocje i pewnie zawsze już tak będzie... |
Komentarze
Prześlij komentarz