Sinusoida życia

Gdy wydaje Ci się, że wszystko masz poukładane, w pracy idzie nawet nawet, nie masz problemu z wstawaniem o 4:30, w domu też jest spoko, emocje po starcie babci jeszcze się kotłują, ale wiesz że masz osoby, które wesprą Cię w tych chwilach załamania, łez, to przychodzi taki jeden dzień, kiedy wszystko się zaczyna chrzanić.
Po pierwsze zdrowie - z reguły nie choruję, jak już to raz do roku, no to się doigrałam... 15.06 zaszczepiłam się na tężec błonice, potem weekend był szalony (impreza, Msza za babcię więc rodzice w Krk i cały dzień łażenia), zmiana pogody i trach jednego dnia zaczynają boleć plecy, ale zwalam to na karb pracy, bo siedziałam wykrzywiona, bo dużo wysyłki, bo z segregatorami walczę. Kolejne dni to samo, aż w pt pojawiło się coś czerwonego na plecach, jakaś wysypka. Nic przejdzie, w sob ból piersi i piękna charakterystyczna wysypka, ale idę dalej w zaparte, nie to nie jest to co myślę, w pon pojawiła się kolejna porcja wysypki. Już się nie da udawać, półpasiec. Leki, l4 i siedzenie w łóżku, jeszcze tylko na drugi dzień urząd pracy i firma. Nie dało się już utrzymać emocji na wodzy, płaczę - w sob miałam jechać w góry, zmierzyć się ze szczytem, który kiedyś próbowałam zdobyć, ale czasu nie starczyło i trzeba było zawrócić; jeszcze kilka różnych emocji, wkurzenia i smutku się na to złożyło, nawet jakaś siostra zakonna się mną zainteresowała, taką płaczącą jak wyszłam z przychodni - cudownie, nie?! Że będzie dobrze pocieszała, że się za mnie pomodli, czy ja serio aż tak źle wyglądałam?! To już czwarta osoba, która będzie się za mnie modlić, aż takiego wsparcia z Góry potrzebuję, serio?! 
We wt w up okazuje się ze źle wystawione l4, bujanie się do przychodni, nie że oni nie poprawią, na drugi dzień do dyrekcji, może się uda albo chociaż powiedzą kiedy lekarz będzie. Super, nie? Środa rano - udało się! A pani w kadrach bardzo miła, uprzejma i z życzliwością pochodząca do człowieka!
Życie prywatne - miałam zaprzyjaźnionego kapłana, u którego się spowiadałam, który w swoim zabieganiu znalazł dla mnie najpiękniejsze 30 min ostatnich kilku miesięcy, zostaje posłany na studia do Jerozolimy... ja zawsze wiedziałam, że z niego mózg, ale trochę daleko i trochę niebezpieczne miejsce. Kibicuję mu i życzę jak najlepiej, ale jak to stwierdził jak mu gratulowałam "nie takie mózgi tam wymiękły". Życzę mu jak najlepiej, pamiętam o nim w modlitwie i czas znaleźć jakiegoś spowiednika, który będzie tyle wiedział o mnie co ten, któremu będę w stanie na tyle zaufać i się przed nim otworzyć, bo tu gdzie chodziłam zanim się zdecydowałam na spowiedź u Niego odnoszę wrażenie, że zaczęli olewać sprawę...
Do tej pory tylko 2 osoby dostąpiły takiego zaszczytu wiedzy o mnie wszystkiego, albo prawie wszystkiego :) jak to mówią czas pokaże :) 
A tym czasem jutro idę na kontrolę do swojej lekarki, plecy trochę je czuję, ale nie jest tragicznie, czasem trochę zapieką, ale da się wytrzymać. Zobaczymy co mi powie.
I tak jakoś dziś do głowy wpadł mi stary jak świat kawałek z bajki "Księga dżungli"


Komentarze