"Bo było zbyt pięknie...Mama z babcią od rana na SOR, udaru niby nie ma, ale jest źle. Proszę o modlitwę za nas..."
Tymi słowami powitałam najbardziej zaufane mi osoby w Wielką Sobotę i potem kolejne wymienione smsy z tymi samymi osobami. Tak było zbyt pięknie, wszystko się układało. Od tygodnia walczymy, a raczej babcia walczy. Jest źle, wręcz bardzo źle. Rozpoznanie zawał pnia mózgu, choć po rozmowach z lekarzami do końca nie wiadomo co tak naprawdę się stało, poza zmarnowanymi 5h od pojawienia się objawów udaru... Babcia walczy, zawsze w niej była chęć do życia. W tej chwili ma bardzo niskie ciśnienie w granicach 100 (skurczowego), nerki powoli zaczynają odmawiać posłuszeństwa, nie oddycha sama (oddycha za nią respirator) - jest wprowadzona w lekką śpiączkę farmakologiczną (podają jej midanium lek, który ma za zadanie uspokoić, uśpić, wyciszyć pacjenta stosowany właśnie w oddziałach intensywnej opieki medycznej, ale nie tylko). Czekamy co z tego będzie dalej. Mama się śmieje, że czeka aż odbierze jej emeryturę, żeby było łatwiej ją pochować...
Ze śmiercią bliskich spotykam się od 7 lat, najpierw ciotka w 2011; potem dziadek w 2016. Oswoiłam się z tym, nauczyłam mówić (tyle o ile, do zaufanych osób, choć i to czasem bywa trudne) i żyć z tym. Ja już się nauczyłam, że w domu muszę być tą twardą, tą szyją, bo mama mnie potrzebuje. Jestem świadoma, że odchoruję to w Krk jak wrócę. Przy ciotce mocno to odchorowałam, przy dziadku jakoś to poszło, a przy babci nie wiem. Na razie trzymam choć czasem mam ochotę ryczeć, ale w domu nie mogę - muszę być tą szyją, kręgosłupem dla mamy. Nie powiem, chce mi się wyć, ale się trzymam, jednak widok jej na sali w szpitalu, zapach w jej mieszkaniu wywołuje chęć płaczu. Nie pokazuję tego po sobie. Jest smutek, chęć wyjazdu z domu, ale wiem, że mamie też jestem tu i teraz potrzebna. Jednak liczę na to, że jak w czwartek wrócę do Krk to uda się ogarnąć jakieś spotkanie, żeby z kimś z zaufanych ludzi pogadać, może się wyryczeć. Dobrze, że w niedzielę mamy kolejny kiermasz, to będzie trochę zajęcia!
źródło: https://zdrowie.tvn.pl/a/jak-rozpoznac-udar-pnia-mozgu-leczenie-i-rehabilitacja-poudarowa |
Ze śmiercią bliskich spotykam się od 7 lat, najpierw ciotka w 2011; potem dziadek w 2016. Oswoiłam się z tym, nauczyłam mówić (tyle o ile, do zaufanych osób, choć i to czasem bywa trudne) i żyć z tym. Ja już się nauczyłam, że w domu muszę być tą twardą, tą szyją, bo mama mnie potrzebuje. Jestem świadoma, że odchoruję to w Krk jak wrócę. Przy ciotce mocno to odchorowałam, przy dziadku jakoś to poszło, a przy babci nie wiem. Na razie trzymam choć czasem mam ochotę ryczeć, ale w domu nie mogę - muszę być tą szyją, kręgosłupem dla mamy. Nie powiem, chce mi się wyć, ale się trzymam, jednak widok jej na sali w szpitalu, zapach w jej mieszkaniu wywołuje chęć płaczu. Nie pokazuję tego po sobie. Jest smutek, chęć wyjazdu z domu, ale wiem, że mamie też jestem tu i teraz potrzebna. Jednak liczę na to, że jak w czwartek wrócę do Krk to uda się ogarnąć jakieś spotkanie, żeby z kimś z zaufanych ludzi pogadać, może się wyryczeć. Dobrze, że w niedzielę mamy kolejny kiermasz, to będzie trochę zajęcia!
Komentarze
Prześlij komentarz